Turyści o bitwie gorlickiej, jednej z najważniejszych i największych bitew I wojny światowej, dowiadują się najczęściej dopiero wtedy, gdy w zaroślach Beskidu Niskiego natkną się przypadkiem na cmentarz o dziwacznej, patetycznej architekturze. Jedną z takich pozostałości po bitwie gorlickiej jest cmentarz wojenny w Łysej Górze. Wykorzystując materiały zawarte m.in. w artykule Romana Frodymy „Gorące wzgórza. Z walk w rejonie Nowego Żmigrodu w maju 1915 roku” opublikowanym w Alamanchu Karpackim „Płaj” w nr 32 z 2006 roku oraz materiały „Bitwa pod Gorlicami. Studia z perspektywy stulecia” wydane przez Gorlickie Centrum Kultury w 2005 roku, przedstawiamy okoliczności powstania tego miejsca pamięci.
„Pociski przerzynają powietrze z sykiem i szumem, skowytem i gwizdem, a wbiwszy się w pozycje przeciwnika, z piekielnym hukiem cisną w górę na kilka metrów ziemię, kamienie, belki, deski, karabiny i ciała ludzkie. Chmury gryzącego dymu zalegają coraz większą przestrzeń” – tak o przygotowaniu artyleryjskim, które stanowiło preludium do bitwy pod Gorlicami pisał we wspomnieniach płk Franciszek Latinik, dowódca 100. Pułku Piechoty z Cieszyna. Punktualnie o godz. 10-tej 2 maja 1915 roku rozpoczął się szturm. „Z małych ziemnych skrytek, z rowów przydrożnych, z zagłębia potoków, zza murów cmentarza, zza ścian chałup wiejskich wylała się szara masa, coraz liczniejsza, coraz więcej zwarta, coraz więcej koncentrycznie zmierzająca ku okopom moskiewskim” - wspominał jeden z żołnierzy. Niektórzy padli od wybuchów min lub ognia karabinów maszynowych, ale większość parła naprzód jak wzbierająca szara fala. Front został przełamany, na zachód maszerowały kolumny jeńców, a w rejon Gorlic wysyłano kolejne jednostki, by wzmacniały idącą na wschód szpicę uderzenia i poszerzały wyłom w rosyjskich liniach. Gen. Radko Dimitriew, niedoszły zdobywca Krakowa w grudniu 1914 roku, starał się zatrzymać ofensywę przeciwnika. Koło Biecza na rosyjskiej drugiej linii obrońcy stawili poważniejszy opór, ale drogę wojskom niemieckim i austro-węgierskim znów utorowała ciężka artyleria, w tym moździerze Škoda kalibru 305 mm. Wystrzeliwały one pociski ważące 287 kg, a „słupy ziemi i dymu wznosiły się kilka minut w miejscu, gdzie sobie raczył upaść taki pocisk” - opisywał jeden ze świadków. Rosjanie byli systematycznie spychani na wschód.
Nad ranem w środę 5 maja oddziały 119 pruskiej dywizji piechoty generała Karla von Behra wchodzącej w skład korpusu gen. Otto von Emmicha błyskawicznym manewrem sforsowały Wisłokę i zajęły Nowy Żmigród, co oznaczało przełamanie trzeciej, najsłabszej linii obrony rosyjskiej. Zajęcie przez Niemców Nowego Żmigrodu miało niezwykle doniosłe znaczenie dla dalszego przebiegu bitwy, gdyż zgodnie z planami rosyjskiego dowództwa wspólnym kierunkiem odwrotu dla 48 dywizji gen. Ławra Korniłowa była droga między Krempną i Nowym Żmigrodem, którą również powinny były wycofywać się pułki 49 Dywizji Piechoty gen. Michaiła Priasłowa. Po zajęciu Nowego Żmigrodu, jako jedyna droga odwrotu dla jednostek rosyjskich pozostała bardzo zła, niewzmocniona droga gruntowa Chyrowa–Iwla pozostająca pod ostrzałem artylerii niemieckiej. – Szczególnie niebezpieczna sytuacja wytworzyła się na kierunku Żmigrodu. Rozbite oddziały 9 Dywizji Piechoty wycofały się na Dębowiec i Łazy. Powstała luka szerokości około 10 km, w którą wlały się szybko oddziały niemieckie. Rano ich oddziały bez przeszkód dotarły do Nowego Żmigrodu, wybijając zebrany naprędce kombinowany oddział piechoty i rozbitków kawalerii. Potem nadeszły inne oddziały i korzystając z nieuszkodzonego mostu około godziny 15-tej poszły dalej na wschód. Tak dalece wysunięty na wschód zagon nieprzyjaciela groził zablokowaniem drogi odwrotu dla korpusów XII i XIV wycofujących się z głębi Karpat. Wysłane przed świtem podjazdy już od przeprawy w Kręciszu znalazły się pod ogniem ze wzgórz za linią rzeki. O godzinie 9.30 49 Dywizja Piechoty kierowała się w stronę Mrukowej. Niestety, w sąsiedniej Desznicy byli już Niemcy. Groziło to odcięciem od sił głównych, tym bardziej, że grzbietem magurskim szły oddziały austriackie. Już o godzinie 9.30 doszło do wymiany ognia w samych Kątach. Karabiny maszynowe Niemców z rejonu Skalnika i wzgórza kota 519 (Bucznik) zatrzymały i rozproszyły kolumnę. Sam dowódca XXIV korpusu (gen. kawalerii Afanasij Curikow) osobiście wyruszył na rozpoznanie. Zdał sobie sprawę, że kierunek na Żmigród jest zamknięty i wydał rozkaz skierowania kolumny wprost przez góry (piechota). Pozostali mieli zawrócić i iść drogą przez Myscową i Chyrową – pisał rosyjski historyk. Odwrót tą drogą, zwłaszcza dla oddziałów 48 dywizji (189 Izmaiłski Pułk Piechoty; 190 Oczakowski Pułk Piechoty; 191 Largo-Kagulski Pułk Piechoty; 192 Rymnicki Pułk Piechoty; XLVIII Brygada Artylerii), zakończył się tragedią. Sprzeczne rozkazy wydawane przez dowództwo XXIV korpusu, brak koordynacji działań oraz natarcie oddziałów niemieckich i austro-węgierskich doprowadziły do otoczenia tej jednostki i jej rozbicia. Zginęło 787 żołnierzy i oficerów, 1650 zostało rannych a 8752 trafiło do niewoli, wśród nich gen. Ławr Korniłow, który wkrótce korzystając z pomocy czeskiego żołnierza wartownika uciekł. Później odegrał wybitną rolę w rosyjskiej rewolucji i walce z bolszewikami. Zginął jako dowódca Białej Armii podczas szturmu Jekaterinodaru na Kaukazie. Z całej 48 dywizji z okrążenia wydostało się 2630 ludzi.
Zdobycie nieuszkodzonego mostu na Wisłoce dawało nacierającym oddziałom niemieckim możliwość prowadzenia dalszego ataku w kierunku na Duklę celem odcięcia oddziałów rosyjskiego XXIV korpusu. Jak pisze historyk 11 bawarskiej dywizji piechoty – (gen. Emmich) wydał rozkaz natarcia na Żmigród i następowania wszelkimi siłami w kierunku na Duklę. W tym celu oddziały konne 21 pułku artylerii, 3 pułku piechoty i 2 kompanii karabinów maszynowych wysłał do przodu przed siłami głównymi. Jednak tworzenie kolumn marszowych w tym trudnym, bagnistym terenie zajęło dużo czasu. Dopiero o 16-tej oddział pościgowy ruszył po drodze Żmigród-Dukla. Już 1-2 km na wschód od Żmigrodu oddział ten został powstrzymany przez rosyjskich strzelców, którzy utrzymywali jeszcze zbocza gór obok drogi. Wezwana na pomoc artyleria w sile 6 baterii wkrótce rozbiła ich stanowiska. Wtedy ruszyła naprzód kawaleria (4 szwadron 7 pułku szwoleżerów "Książę Alfons" - przyp. red.). Już po chwili nadeszły meldunki, że od strony Dukli idą w kierunku Łysej Góry zwarte oddziały rosyjskiej piechoty. Rotmistrz Giulini poprosił dowódcę pułku o zgodę na pogalopowanie do przodu i atak. Gdy tylko szpica dotarła do Łysej Góry, natychmiast uderzył na nią z zachodniego krańca silny ogień piechoty, który narastał. W tej sytuacji Giulini, który miał tylko 35 szwoleżerów, zdecydował się zsiąść z koni i podjąć pojedynek ogniowy pieszo. W czasie tej potyczki konie rozbiegły się tak, że cały pułk kawalerii miał zajęcie na resztę dnia z wyłapaniem ich. Potem nadeszli z pomocą strzelcy z 2 szwadronu szwoleżerów. Postępy do przodu artylerii były jednak spowolnione przez rozszalałe konie, które zaplatały się między taborami i zaprzęgami dział. Galopem podjechała artyleria i z odległości 800 metrów otworzyła skuteczny ogień na miejscowość. Wówczas Rosjanie wycofali się na wschodni kraniec wsi. Niektóre źródła sugerują, że kawalerzyści zostali ponadto ostrzelani przez artylerię rosyjską zlokalizowaną w rejonie Starego Żmigrodu.
Potem żywi odeszli, a martwi pozostali. Przy drodze krajowej nr 92 Nowy Żmigród – Dukla otoczony wianuszkiem roślinności trwa wojenna nekropolia – cmentarz nr 9 w Łysej Górze na którym spoczywa 34 żołnierzy: 10 z armii austro-węgierskiej, 10 rosyjskiej i 14 niemieckiej. Wrogowie za życia, pojednani po śmierci spoczywają wspólnie pod pomnikiem, na którego tablicy inskrypcyjnej można przeczytać tekst w języku niemieckim. W wolnym tłumaczeniu brzmi tak:
Bladych żniwiarzy krwawe pokłosie
Bądź przyszłym nasieniem siejby
Nasłuchujcie godziny ostrego nakazu
Stwórzcie życie z naszej śmierci.
Warto odwiedzić to miejsce, posłuchać szumu drzew i usłyszeć odgłosy bitwy sprzed ponad 100 laty…