Położony w niewielkiej odległości od granicy Polski, Bardiów, szczyci się nie tylko idealnie zachowanym rynkiem z przepięknym ratuszem ale też kolorowymi kamienicami. Sąsiedztwo polskiej granicy spowodowało, że miasteczko od początku swego istnienia utrzymywało bliskie kontakty handlowe z miastami Małopolski. Wielu spośród tych kupców, którzy nie bacząc na niebezpieczeństwa, wybierali się ze swymi towarami do Bardiowa było mieszkańcami Żmigrodu…
Jedną z ważniejszych dróg prowadzących z Bardiowa do Małopolski był szlak prowadzący przez Przełęcz Zborowską, Żmigród, Osiek, Dębowiec do Biecza lub z Dębowca do Jasła, Brzostku i Pilzna. Nie oznacza to jednak, że kupcy zawsze korzystali z tego szlaku. Pod koniec XV wieku, coraz większego znaczenia zaczęła nabierać droga przez Przełęcz Dukielską do Dukli a stamtąd do Żmigrodu lub do Krosna lub Sanoka, zatem już na Ruś. Walka o to, którędy kupcy będą się poruszać była – między właścicielami Żmigrodu i Dukli – dość zacięta. W 1484 roku Mikołaj Stadnicki ze Żmigrodu, kasztelan przemyski, poskarżył się rajcom bardiowskim, że ich kupcy omijają komorę celną w Żmigrodzie, przestrzegając przed konsekwencjami korzystania z bocznych dróg wiodących w stronę Dukli. W odpowiedzi Hieronim Kobylański, właściciel Dukli, poinformował w 1489 roku mieszczan Bardiowa, Stropkowa i Humennego, że wszyscy kupcy z Węgier podczas podróży z towarami będą zwolnieni od opłat drogowych i targowych w Dukli. Nie zapomniał przy tym dodać, że droga przez Bieszczady została naprawiona i jest bardzo wygodna. Jako, że transport odbywał się przy pomocy furmanek do których zaprzęgano 2 pary koni, a na każdej furmance mieściło się np. 4-6 beczek wina, to kupcy byli żywotnie zainteresowani tym, by drogi były w jak najlepszym stanie. Transporty drogą kołową utrudniał w wielkiej mierze zły stan dróg a mosty, bardzo często niszczone przez powodzie, były rzadko naprawiane. Dziedzice Żmigrodu także dokładali starań, by poprawiać jakość dróg wiodących przez ich miasto, bo np. w 1505 roku Jan i Krzesław Wojszykowie zapewnili radę miasta Bardiowa o poprawie stanu dróg oraz gwarantowali bezpieczeństwo kupcom poruszającym się tą arterią komunikacyjną.
Warto przy okazji pamiętać, że w średniowieczu pogranicze polsko-węgierskie było wyjątkowo niespokojne, a szczęśliwa wyprawa kupca ze Żmigrodu do Bardiowa lub z powrotem należała do rzadkości. Szkody te powodowała nie tylko rzesza grasantów pogranicznych, ale były też wynikiem przestępstw dokonywanych przez państwowych urzędników, w tym wypadku poborców cła zwanego tricesimą (tricesimę, czyli cło stanowiące 1/30 wartości towaru, należało uiszczać zarówno od towarów wwożonych, jak i wywożonych z Królestwa Węgier; z czasem wysokość cła stanowiła już 1/20 wartości towaru). Ludzie ci, określani w źródłach mianem tricesimatores, byli często uosobieniem zła i stanowili dla kupców udających się na Węgry pierwszą, czasami trudną do pokonania, przeszkodę.
Zachowany w bardiowskim archiwum rejestr tricesimy z 1444 roku wymienia 11 kupców żmigrodzkich z których najaktywniejszy był Mikołaj Gizla, który woził do Bardiowa śledzie, a być może także płótno. Inni żmigrodzcy kupcy handlowali także końmi, skórami, przędzą a nawet tak rzadkimi towarami jak łój. Do Żmigrodu zaś przywożono konie, sukno i wino (kupcy żmigrodzcy zamawiali czasami w Bardiowie wino „na ślepo”, czyli bez uprzedniego kosztowania go). Jako ciekawostkę można podać, że wino czasami służyło także jako środek leczniczy i w takim zapewne charakterze zakupił go w Bardiowie w 1516 roku Andrzej Stadnicki, ówczesny dziedzic Żmigrodu, bowiem w liście do bardiowskich rajców pisał, że potrzebuje kufy dobrego wina dla swojej, będącej w połogu, żony. Dla ułatwienia: kufa równała się 2 beczkom, z których każda liczyła sobie około 368 litrów…
Kupcy bardiowscy mieli liczne długi u mieszczan żmigrodzkich. U żmigrodzkiego szewca Stenczela zaciągali oni częste pożyczki, których chyba niezbyt chętnie spłacali, bo domagał się on później zwrotu pożyczonych pieniędzy u rajców bardiowskich. Duże problemy żmigrodzkim mieszczanom sprawiał zwłaszcza Jakub Frater, który w 1484 roku zalegał pieniądze niejakiej Iwaszkowej, a trzy lata później procesował się o pieniądze z Pawłem Flakiem. W tym samym roku rajcy żmigrodzcy prosili swoich odpowiedników z Bardiowa o wyegzekwowanie zaległych 2 florenów od tamtejszego mieszkańca Janthola, którą to kwotę był on winien Jakubowi Mariszowi ze Żmigrodu. Dług wobec krawca żmigrodzkiego Janka miał też w 1448 roku kuśnierz bardiowski Jan.
Handel z Bardiowem prowadzono mimo wielu rozbojów. Szczególne zagrożenie dla mieszczan żmigrodzkich stanowili burgrabiowie na zamku w Brzozowicy, którzy dawali schronienie wszelkiego rodzaju opryszkom oraz nękali napadami kupców ze Żmigrodu udających się do Bardiowa lub wracających z tego miasta. W 1448 roku interweniował w tej sprawie, zapewne bezskutecznie, ówczesny dziedzic Żmigrodu Przebysław. Duże wrażenie na mieszkańcach Żmigrodu zrobił zapewne powieszony w 1455 roku na bramie miejskiej list z pogróżkami, którego autorzy domagali się zadośćuczynienia za zabicie ich towarzysza. Niestety, list nie zachował się do naszych czasów, ale zapewne swym wyglądem przypominał znany z 1493 roku list zbójników Fiodora Głowatego skierowany do mieszkańców Bardiowa. W 1460 roku ówczesny wójt żmigrodzki Mikołaj Gizla interweniował w Bardiowie w sprawie dóbr zabranych kupcom żmigrodzkim, wartych 40 grzywien. Jak widać, atmosfera do handlu nie była wtedy najlepsza o czym świadczy też alarmujący list rajców żmigrodzkich, którzy – opierając się na zeznaniach łaziebnika bardiowskiego Mikołaja – informowali, że Stanisław Stary i Czepek nastawali na życie żmigrodzkiego wójta!
Dziedzice żmigrodzcy (Jan Trzecieski w 1466 roku) mieli poważne pretensje do władz Bardiowa, że ich urzędnicy, a zwłaszcza poborcy tricesimy, traktowali kupców żmigrodzkich jak przestępców, niejednokrotnie ich zatrzymując lub pozbawiając towarów, podczas, gdy kupcy bardiowscy bez przeszkód mogli udawać się do Żmigrodu. W 1481 roku żmigrodzka rada miejska zwróciła się do Bardiowa o zwrot czarnego konia zabranego jednemu z mieszkańców Żmigrodu. Przykładów złego traktowania żmigrodzkich kupców zachowało się zresztą dość sporo. W 1488 roku poborcy tricesimy aresztowali Marcina i Macieja, mieszkańców Żmigrodu, za którymi wstawił się ówczesny dziedzic Jan Wojszyk. W tym samym roku bardiowscy poborcy podatkowi uwięzili kolejnych mieszczan żmigrodzkich – Jakuba Chrząstkowskiego i Grzegorza Krotelkę w obronie których stanął żmigrodzki magistrat stanowczo domagając się uwolnienia swoich krajan. Z takim samym pismem wystąpił pochodzący ze Żmigrodu Mikołaj Stadnicki, kasztelan przemyski domagając się zwrotu odebranych przez poborców tricesimy dóbr.
Jako ciekawostkę warto dodać, że średniowieczny handel zasadniczo był zarezerwowany dla mężczyzn ale źródła wymieniają kilka kobiet, które trudniły się tym – jak widać – niełatwym zajęciem. Jedną z nich była Anna ze Żmigrodu, która handlowała przędzą.
Pomimo tych napiętych stosunków między Żmigrodem a Bardiowem, niektórzy żmigrodzcy mieszczanie osiedlali się w Bardiowie przyjmując tamtejsze prawa miejskie. Tak zrobił w 1436 roku Paweł Schadek ze Żmigrodu. Ludzie jednak zawsze bardziej szukali tego, co łączy niż tego, co dzieli. Taka jest bowiem natura ludzka, że szukamy pozytywów.
Oczywiście, nie byłoby zapewne złym pomysłem, gdyby reaktywowany czy reanimowany Żmigrodzki Klub Górski zorganizował, gdy już zostaną odwołane wszystkie pandemiczne zakazy, wycieczkę do Bardiowa szlakiem handlowym. Bo to miejsce, który każdy, kto interesuje się historią Nowego Żmigrodu powinien odwiedzić! ?