Zaczyna się nowy rok szkolny i już za parę dni dla rodziców mających dzieci w wieku szkolnym rozpocznie się coroczny koszmar: odrabianie przez dzieci zadań domowych. Bo konieczność – nazywając rzeczy po imieniu - „wyręczania” nauczyciela w dziele edukacji dziecka po kilku miesiącach staje się koszmarem. Oczywiście, to nie jest tak, że winni są nauczyciele – to efekt pewnej większej całości, która zaczyna się od przeładowanego programu szkolnego i poprzez tzw. „lekcje łączone” kończy się tym, że zmęczony rodzic próbuje wieczorem ze zmęczonym dzieckiem przerabiać program szkolny. Bo są dwie możliwości: albo rodzic sam weźmie i podyktuje dziecku rozwiązania albo będzie tak długo tłumaczył zawiłości, aż dziecko samo rozwiąże zadanie domowe. Byle tylko było jedno i z jednego przedmiotu…
Wbrew pozorom, problem odrabiania zadań domowych nie jest ani nowy, ani też wydumany. Na tę sprawę już w 2017 roku zwracał uwagę Rzecznik Praw Dziecka Marek Michalak, który w piśmie do Minister Edukacji Narodowej Anny Zalewskiej napisał m.in.: Do Rzecznika Praw Dziecka zgłaszają się dzieci i ich rodzice ze skargami na nadmiar zadawanych prac domowych. Uczniowie są przemęczeni, zniechęceni do zajęć, szkolnych, nie mają możliwości odpoczynku oraz szans na realizowanie i rozwijanie pasji. Nauczyciel zadający obszerną pracę domową zwykle nie wie o pracach zadawanych z innych przedmiotów, czego efektem jest wielogodzinne spędzanie czasu przeznaczonego na odpoczynek na nauce - nawet do późnych godzin wieczornych. /…/ Jednocześnie, jak wskazują autorzy badania (chodzi o przeprowadzone w 2015 roku przez Instytut Badań Edukacyjnych badania nad efektywnością nauczania w klasach IV – VI – przyp. red.) przeciwnicy prac domowych podnoszą, że ich zadawanie niesie ze sobą niedoceniane zagrożenia, takie jak: utrata zainteresowania nauką, zmęczenie, ograniczenie czasu, który mógłby zostać, przeznaczony na inne - korzystne z punktu widzenia dobra dziecka - aktywności pozaszkolne, rozwijanie własnych zainteresowań, czy spotkania z rodziną i przyjaciółmi. Autorzy ww. badania podnoszą również, że zadawanie prac domowych może być, źródłem konfliktów w rodzinie - rodzice często ingerują w odrabianie zadań domowych, wywierają presję na poprawne ich wykonanie. Autorzy badania zauważają, że przeciwko zadawaniu prac domowych przemawia także fakt, że nauczyciele nie mają wglądu w to, czy uczniowie odrabiają prace domowe samodzielnie, czy korzystają z pomocy rodziców, stron internetowych zawierających gotowe rozwiązania zadań lub przepisują je od rówieśników. Autorzy badania wskazują także na możliwe problemy uczniów z mniej zamożnych rodzin - niedysponujących spokojnym miejscem do nauki w domu lub niemających wystarczającej ilości czasu ze względu na dodatkowe obowiązki domowe. Ponadto ich rodzice mogą nie być w stanie udzielić im takiego wsparcia, jak rodzice innych dzieci. Tym samym, jak wskazują autorzy badania, prace domowe mogą przyczyniać się do powiększania różnic między uczniami o różnym statusie społeczno-ekonomicznym. /…/ W opinii Rzecznika, oprócz powyższych zagrożeń związanych z nadmiernym obciążaniem dzieci pracami domowymi, niebagatelną kwestię z punktu widzenia praw dziecka stanowi nieuzasadniona ingerencja szkoły w życie prywatne rodzin, poprzez pośredni wpływ na rozkład dnia w domu rodzinnym ucznia i utrudnienie w podejmowaniu swobodnych decyzji co do dysponowania wspólnym wolnym czasem dzieci i rodziców. Tymczasem wyniki przywołanych powyżej badań wskazują na to, że zdecydowana większość badanych nauczycieli języka polskiego i matematyki nie wyobraża sobie efektywnego nauczania bez zadawania prac domowych uczniom. To przekonanie przekłada się na dłuższy - niż ma to miejsce w większości innych krajów – czas, który uczniowie spędzają na odrabianiu prac domowych. W Polsce nauczyciele zadają prace domowe na każdej lub większości lekcji. Zarówno według deklaracji nauczycieli, jak i uczniów klas VI, przeciętny czas przeznaczany na wykonanie pracy domowej wynosi pół godziny z polskiego i tyle samo z matematyki; oznacza to, że tylko na zadania z tych dwóch przedmiotów uczeń w ciągu tygodnia musi poświęcić około 4-5 godzin. To tyle, jak piszą autorzy, ile wynosi średnia OECD wśród piętnastolatków biorących udział w badaniu PISA 2012 dla zadań domowych ze wszystkich przedmiotów i więcej niż optymalna efektywna wartość szacowana dla dzieci w tym wieku. Podkreślenia przy tym wymaga, że ani większa częstotliwość, zadawania prac domowych, ani wydłużony czas potrzebny uczniom na ich odrobienie, nie przekładają się na większą efektywność nauczania. /…/ Kolejnym ważnym wnioskiem płynącym z ww. badania jest sugestia, że nauczyciele nie mają świadomości niekorzystnych aspektów prac domowych oraz małej skuteczności tej metody pracy. /…/ Przeświadczenie o potrzebie zadawania prac domowych jest silnie ugruntowane w przekonaniach nauczycieli oraz w tradycji polskiego systemu edukacji. Problem odstąpienia od nadmiernego obciążania uczniów pracami domowymi wymaga więc głębokiej zmiany w świadomości pedagogów, połączonej z wysiłkami na rzecz tworzenia otoczenia szkolnego sprzyjającego dziecku i jego potrzebom. /…/. Jakby na to nie popatrzeć, to pismo Rzecznika Praw Dziecka jest jednym wielkim aktem oskarżenia polskiego systemu edukacji, i być może dlatego w odpowiedzi Minister Edukacji Narodowej Anna Zalewska w piśmie z 30 października 2017 roku napisała m.in.: /…/ Podejmując decyzję dotyczącą liczby oraz rodzaju zadawanych prac domowych nauczyciel powinien brać również pod uwagę obciążenie uczniów wynikające np. z realizacji innych przedmiotów. im młodsze dziecko, tym więcej czasu po powrocie ze szkoły powinno ono odpoczywać, i bawić się. Natomiast im starszy uczeń i wyższy etap edukacyjny, tym cenniejsza jest jego praca samodzielna. /…/. Najbardziej jednak istotne zdania odpowiedzi brzmią: /…/ Szczegółowe regulacje dotyczące m.in. zakresu zadań nauczycieli (także sposobu i formy wykonywania zadań dostosowanych do wieku i potrzeb uczniów), warunków i sposobu oceniania wewnątrzszkolnego, praw i obowiązków uczniów, zgodnie z przepisami ustawy Prawo oświatowe, określa statut danej szkoły. /…/ Rozwiązań organizacyjnych w tej sprawie należy zatem zawsze poszukiwać na poziomie szkoły i regulować te kwestie w przepisach wewnątrzszkolnych. Pozwoli to dostosować rozwiązania do wieku uczniów i etapu edukacyjnego, zróżnicowanych oczekiwań uczniów i rodziców wobec szkół oraz różnego poziomu aktywności uczniów i ich gotowości do realizacji zadań dodatkowych. /…/ Podmiotem ważnym w tej sprawie są rady rodziców działające w szkołach i placówkach /…/.
Rada rodziców może występować do dyrektora i innych organów szkoły lub placówki, organu prowadzącego szkołę lub placówkę oraz organu sprawującego nadzór pedagogiczny z wnioskami i opiniami we wszystkich sprawach dotyczących funkcjonowania szkoły lub placówki. Jak wynika z pisma MEN, to w gestii m.in. rad rodziców funkcjonujących w każdej szkole na terenie Gminy jest możliwość wystąpienia do dyrektora szkoły z wnioskiem o zmiany w statucie szkoły. Wystarczy po prostu wiedzieć, chcieć i wszcząć stosowną procedurę, by dzieci nie musiały odrabiać zadań domowych. Bo jak sugerują autorzy opracowania na które powołuje się Rzecznik Praw Dziecka: zadania domowe są nikomu niepotrzebne, a ich zadawanie wynika z wieloletniej tradycji polskiej oświaty. Skoro moja babcia odrabiała zadania domowe, robiła to moja mama, to będę robił tak i ja. Nie chodzi – tak mi się przynajmniej wydaje – by kultywować system w którym zmęczony po dniu pracy rodzic, musi jeszcze przerobić z równie sfrustrowanym dzieckiem program szkolny, by odrobić zadanie domowe, ale powinno chodzić o to, by nauka była efektywna i dziecku sprawiała przyjemność. Przedstawiliśmy możliwości zmian, ale czy rady rodziców będą chciały z nich skorzystać to już zupełnie odrębna historia.
I jeszcze na podsumowanie taka ciekawostka: w październiku 2017 roku wójt gminy Jabłonna Jarosław Chodorski, ojciec dwójki uczniów, wystosował do rad pedagogicznych i rad rodziców działających w gminnych placówkach apel o wprowadzenie w statutach szkół zapisów dotyczących zakazu zadawania prac domowych na dni wolne od zajęć szkolnych. Można próbować zmieniać system edukacji „od dołu”? Można. Trzeba tylko chcieć.