There was a problem loading image 'images/20190401.jpg'
There was a problem loading image 'images/20190401.jpg'
Jedna z tzw. prawd objawionych głosi, że każdy człowiek, niezależnie od tego ile zarabia, chciałby zarabiać więcej. Zaakceptowanie tego oczywistego faktu pozwoli na bardziej wyważoną ocenę strajku w oświacie, który na 8 kwietnia zapowiedział Związek Nauczycielstwa Polskiego. Biorąc pod uwagę fakt, iż 10 kwietnia rozpoczynają się egzaminy gimnazjalistów, termin jest wybrany sensownie. Nieco gorzej z postulatami.
Każdy strajk jest strajkiem politycznym, bo wbrew temu, co się powszechnie przyjęło uważać, płace każdej grupy zawodowej i każdego z nas wynikają z polityki. Klasycznym takim przykładem jest choćby wysokość płacy minimalnej ustalanej przez rząd (w porozumieniu ze związkami zawodowymi lub bez). Możemy wszem i wobec deklarować, że polityką się nie interesujemy, ale polityka interesuje się nami i ma wpływ na poziom życia każdego z nas. W przypadku nauczycieli, bo ta grupa zawodowa zamierza strajkować, począwszy od 2018 roku rozpoczęto wdrażanie rządowego planu podwyższenia wynagrodzeń. Od kwietnia ubiegłego roku średnie wynagrodzenia nauczycieli wzrosły o 5,35% (w tym wynagrodzenie zasadnicze oraz dodatki do wynagrodzenia). Od stycznia 2019 roku wynagrodzenia nauczycieli wzrosły o 5%. Kolejna, też 5% podwyżka, planowana była od stycznia 2020 roku ale zostanie wdrożona od dnia 1 września 2019 r. (swoją drogą przeciwko tym podwyżkom – jak podaje portalsamorzadowy.pl - podczas posiedzenia Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu protestuje strona samorządowa, która uważa, że w budżecie Państwa nie ma na to pieniędzy, co w świetle wypowiedzi prominentnych przedstawicieli samorządów np. prezydenta Wrocławia czy Warszawy zakrawa na hipokryzję). Tym samym, w stosunku do marca 2018 roku, pensje nauczycieli wzrosną o 16,1%. Oczywiście, wzrost wynagrodzeń liczony w procentach oznacza, że w przeliczeniu na złotówki znacznie więcej dostanie nauczyciel dyplomowany niż nauczyciel stażysta. Bo inna jest podstawa od której wynagrodzenie jest naliczane. By nie być gołosłownym, przedstawiamy wysokość minimalnej płacy zasadniczej brutto nauczyciela, magistra z przygotowaniem pedagogicznym (96% nauczycieli w Polsce):
stopień awansu zawodowego |
2017 |
2018 |
2019 |
nauczyciel stażysta |
2 294 |
2 417 |
2 538 |
nauczyciel kontraktowy |
2 361 |
2 487 |
2 611 |
nauczyciel mianowany |
2 681 |
2 824 |
2 965 |
nauczyciel dyplomowany |
3 149 |
3 317 |
3 483 |
Oczywiście, płaca zasadnicza nie stanowi wynagrodzenia całkowitego nauczyciela, bo oprócz niej nauczyciel ma prawo do kilku dodatków: stażowego, motywacyjnego, funkcyjnego, za warunki pracy czy dodatku za nadgodziny. Warto zauważyć, że słowa „ma prawo” mają znaczenie kluczowe, bo jedyny dodatek, który nauczyciel na pewno dostanie to dodatek za staż pracy (1% płacy zasadniczej za każdy rok pracy). W przypadku nauczyciela stażysty 1% to oszałamiająca kwota 25,38 zł, co oznacza, że taki nauczyciel zarabia 2 563,38 zł miesięcznie. Brutto… Dużo? Za wysokość niektórych dodatków (np. motywacyjny, za trudne warunki pracy czy dodatku dla opiekuna stażu) odpowiadają samorządy i tu już mamy do czynienia z zupełną dowolnością, bo są samorządy, które płacą nauczycielom za wychowawstwo 450 zł, ale są też takie, które za to samo płacą 20 czy 30 zł…
Warto pamiętać o tych dodatkach, których wysokość ustalają samorządy, bo w przyszłym roku – jak wynika z nowelizacji Karty Nauczyciela – regulamin ustalający wysokość tych dodatków będzie uzgadniany przez władze gminy z nauczycielskimi związkami zawodowymi. Skończy się więc sytuacja, gdy wójt przedstawia projekt, a niewiele wiedząca Rada Gminy, projekt bez zbędnych pytań i jakiejkolwiek dyskusji, przegłosowuje.
ZNP zapowiedział strajk na 8 kwietnia, dwa dni przed rozpoczęciem egzaminów gimnazjalnych. Termin jest dobrany bardzo dobrze: każdy strajk ma być na tyle uciążliwy, by strona przeciwko której jest skierowany zdawała sobie sprawę z konsekwencji. Istotną rolą w każdym strajku jest maksymalne wykorzystanie opinii publicznej dla poparcia swoich celów. Robią tak zawsze obie strony i sztuką jest, nazywając rzecz po imieniu, takie manipulowanie opinią publiczną, by bardziej popierała nas, a nie tych drugich :) Gdy już zapadnie decyzja o strajku, to informowanie opinii publicznej o postulatach jest warunkiem sine qua non. Śledząc doniesienia medialne bardzo łatwo dostrzec ślady tej manipulacji stosowanej przez obie strony. Jedna strona podkreśla, że 8 kwietnia jest złym terminem, bo „dzieci będą stanowić zakładników protestów dorosłych”, a druga kreuje atmosferę determinacji nauczycieli. Ani jedno, ani drugie nie odpowiada faktom (ale też kto się nimi przejmuje?). Bo z pewnością strajk nauczycieli zorganizowany w czasie wakacji miałby niesamowitą siłę oddziaływania i wszyscy by się nim przejęli a z drugiej strony ta determinacja wcale nie jest aż tak wielka, co widać choćby po ilości sporów zbiorowych (dla przypomnienia: zanim rozpocznie się strajk, to organizacja związkowa musi wejść w spór zbiorowy, przeprowadzić negocjacje z pracodawcą, przejść przez etap mediacji, zorganizować referendum i dopiero wtedy można ogłosić strajk, który nie jest przecież celem samym w sobie).
Postulat podwyżki płacy zasadniczej o 1 000 zł brutto dla każdego pracownika oświaty, niestety, jest jednak postulatem głupim. Po pierwsze, taka kwota podwyżki w świadomości przeciętnego pracownika zarabiającego płacę minimalną jest czymś niewyobrażalnym, a biorąc pod uwagę, że takich pracowników w Polsce jest ok. 13%, mamy pierwszą grupę ludzi, którzy z pewnością protestu nauczycieli nie poprą. Do tej grupy możemy doliczyć emerytów, rencistów, bezrobotnych, itp. Zwłaszcza poza dużymi miastami, gdzie płace są znacznie wyższe. Po drugie: gdy człowiek słyszy, że związek zawodowy chce podwyżki o tysiąc złotych, niejako automatycznie tę kwotę dopisuje sobie do swojego wynagrodzenia i jego rozczarowanie jest tym większe, im ta końcowa kwota jest niższa. Po trzecie: błędem jest „wyskakiwanie” z taką kwotą w myśl zasady: zażądamy dużo, po to by w czasie negocjacji sukcesywnie oczekiwania zmniejszać. Przypomina to trochę sytuację, jak jeden z bohaterów „Rancza” chciał sprzedać „ziemię na której odkrył ropę”: zaczął od 5 mln euro, a skończył na oczekiwaniu 10 tys. Od żądania „tysiąca” do zejścia na poziom „stówki” naprawdę nie trzeba dużo czasu. Po czwarte: 1 000 zł dla każdego pracownika oświaty dla ludzi z drugiej strony stołu negocjacji może mieć charakter postulatu zaporowego nad którym nawet nie ma sensu się pochylać – my wiemy, że tyle nie dostaniecie, wy wiecie, że tyle nie dostaniecie, więc albo przedstawiacie realne żądania albo sobie strajkujcie. Każdy dzień zbliżającego się strajku, wbrew pozorom, w gorszej sytuacji stawia ZNP, bo co się stanie, gdy nie zastrajkuje kilkadziesiąt procent placówek tylko kilkanaście, a rząd, gdyż w tym przypadku stroną jest rząd a nie dyrektorzy szkół, z którymi formalnie organizacje związkowe są w sporze zbiorowym, postanowi poczekać? Wszystko wtedy będzie zależało od faktycznego poparcia, czyli ilości strajkujących placówek. Może się tak zdarzyć, że zamiast wielkiego „buum” będziemy mieć małe „pyk”.
W gminie Nowy Żmigród, w której jest 9 placówek oświatowych (Niepubliczną Szkołę Podstawową w Skalniku pomijamy) w spór zbiorowy weszło 4 z nich: Szkoła Podstawowa w Nowym Żmigrodzie; Szkoła Podstawowa w Łężynach; Szkoła Podstawowa w Kątach i Szkoła Podstawowa w Desznicy. Podkreślę: 4 na 9… Albo w tych pięciu pozostałych nie ma ani jednego związkowca z ZNP, albo uznano, że jest dobrze i nie ma o co i po co protestować. Po przeprowadzonych referendum, zdecydowano, że strajk się nie odbędzie co oznacza, że gimnazjaliści w naszej Gminie mogą przygotowywać się do egzaminów. Cóż… Mając w swej karierze zawodowej kilka sporów zbiorowych i strajków, mogę napisać, że uważam, że to jest nie błąd tylko wielbłąd. Bo nawet nie chodzi o to, by koniecznie utrudniać dzieciom zdawanie egzaminów gimnazjalnych, gdyż form strajku jest mniej więcej tyle, ile ludzki umysł jest w stanie sobie wyobrazić. Można zorganizować godzinny strajk, można sobie ubrać koszulki z napisem „akcja strajkowa” czy plakietki. Można nawet tylko wywiesić transparent czy rozdać rodzicom ulotki. Można zrobić wszystko. Ale, z całym szacunkiem, niezależnie od tego co każdy z nas sądzi o panu Broniarzu czy ZNP, w drodze solidarności ze swoją grupą zawodową, należało wejść w spór zbiorowy i przeprowadzić referendum. Nawet po to, a może przede wszystkim po to, by w przyszłym roku negocjując z Wójtem regulamin wynagradzania mieć jeden argument więcej: protestowaliśmy, więc możemy to zrobić jeszcze raz! Ale cóż… taka była decyzja…
p.s.
Informacja, że w placówkach oświatowych naszej Gminie nie będzie strajku, bo Wójt się nie zgodził to plotka jest, prawda?